Dzień dobry wszystkim. Jak wieść i podania ludowe głoszą, dzisiaj mamy Mikołajki. Zawsze byłem zdania, że Mick O'Why to gostek z dużą dozą dystansu do świata i ogromnym poczuciem humoru. Najlepszym na to dowodem jest fakt, że dziś zakatarzona maksymalnie Karolina dla której od trzech dni nie istnieje coś takiego jak zapach, otrzymała od tegoż właśnie dobroczyńcy ludzkości perfumy i świecę zapachową. Mikuś miał tego farta, że przeziębiona Aurora ma bardzo mocny sen - bo gdyby go przyłapała na podkładaniu jej wyżej wymienionych bajerów pod poduszke w obecnym stanie jej świadomości i... nosa, to Mikołaj sporo by poleżał na intensywnej terapii.
A właśnie. Zdaje się, że dzisiaj z rana Aurora zwątpiła. Bo rzuciła jej się w oczy siatka na zakupy, na której stanowczym drukiem stało coś otym, że energia pochodząca ze spalania tej torby zasilać może jedną 60-watową żarówkę przez 10 minut. Odezwała się w niej (w Karolinie, nie w siatce!) najwyraźniej dusza poszukiwacza, odkrywcy i naukowca, bo usiłowała obliczyć, ile takich żarówek i przez ile czasu mogłaby zasilać energia odzyskana ze zużytych przez nią chusteczek. Jak w mordę jeża strzelił, zajoba ma dziewczyna na tym punkcie. Aliści matematyka i fizyka to dla niej czarna magia w białych trampkach, tak więc nastało dziś kolejne z tych pytań, na które ludzkość nigdy odpowiedzi nie uzyska...
No i zdaje się, że zwątpiła w metody tradycyjne zwalczania bólu gardła, bo zaczyna poważnie myśleć o lodach. Czekoladowych, toffi, albo wiśniowych. Jest to stara metoda opatentowana przez Mędrca-i-Szamana, a przez Aurorę wypróbowana. Najbardziej spektakularny przypadek jej zastowania miał miejsce około dwóch lat temu w okolicy urodzin Karoliny, kiedy to przez parę tygodni nie mogła wyleczyć się z chrypki. Nie chcąc zaś sobie odmawiać drobnej, urodzinowej przyjemności wtrząchnęła jednego wieczoru 10 (!!!) lodów na patyku. Następnego dnia po chrypie wszelk ślad zaginął...