No to dzisiaj znowu ja walę notkę. Karolina usiłuje zepchnąć z klawiatury osiem mych nóżek, ale ja się nie dam!!! Poza tym, ma ona dzisiaj za dobry humor na pisanie notek. Wy nie lubicie wesołych notek. Lubicie czyjeś problemy, zmartwienia, depresje i dołki psychiczne. Przemyśleń filozoficznych nie lubicie, ale ja nie piszę pod was, tylko dla siebie. Ergo, dziś będzie o celofanie. Celofan żyje i, niestety, ma się dobrze. Celofan to taki humanoidalny mutant, zdolny podjarać się nawet reklamówką serka hochland i o IQ zbliżonym do współczynnika inteligencji niedorozwiniętej płyty chodnikowej. I nie byłoby niby problemu (wszak ja tolerancyjny jestem) gdyby nie ta smutna okoliczność, iż tenże głupi celofan za mną, delikatnie rzecz ujmując, nie przepada. Ponadto, wrodzonym swym chamstwem i złośliwością, celofan podpadł dziś równo. Muszę wymyśleć jakiś sposób na pozbycie się celofanu. Musi być tani, skuteczny i przy okazji brutalny oraz sadystyczny... Karolina się na tym zna, czas na konsultacje...