Archiwum 31 października 2003


paź 31 2003 Ta mo shaol go halainn inniu.
Komentarze: 4

Dzisiaj Samhain. Taki sam, jak 365 dni temu. Dziwny. Sprzeczny z ideologicznymi przesłaniami Mędrca. Kontrastujący z kolorem Żółtej Klamki.
Pogwałcono istotę rzeczy. To moja wina. Jedynym aksjomatem pozostał początek i koniec.
Edmund dmucha bańki mydlane do lustra. Każdą pozdrawia, częstuje papierosem lub szarlotką z lodami, i płacze rzewnie, bo każda z nich pęka, nim nawet zdąży powiedzieć, że nie pali bądź się odchudza.
Nawet szczurze ryje mają misję dziejową do spełnienia. Chyba zbyt często zapominam, że co mnie nie zabije, uczyni mnie silniejszym. No i zyskam naturalną odporność na wirusowe zwyrodnienie kości czaszkowej. Chwała szczurzym ryjom i didżejom Jay-Jay. Tylko na cellulitis się nie uodpornię...
Nie szkodzi. Edmundek usiądzie mi na ramieniu, zapakujemy w torebkę foliową naszą gerontofobię i pójdziemy na groby palić w zniczach laleczki z kabelków ostałych po tym wraku samolotu, co ostatnio rozwalił nam chałupkę.

aurora_borealis : :