Archiwum 17 grudnia 2002


gru 17 2002 Trochę o biednym Edmundzie, trochę o wrodzonym...
Komentarze: 2

Bonżur, czółeczko. No tak, mały przestój zaistniał w preparacji notek, ale nawet największe geniusze (czytaj: ja) miewają okresy bierności między jednym przebłyskiem objawiającym finezję intelektualną, a drugim takowymż lśnieniem. Albo po prostu nie mają czasu. No nieważne.
Pająk Edmund w ostrej depresji, bo go nikt na Sylwestra dotąd nie zaprosił. Wisi u sufitu, na przemian rzuca mięsem i wyje do księżyca, a jak ktoś pod nim nie daj Bóg przejdzie, to traci (dosłownie) głowę. Nie reaguje nawet na zawołanie "A skąd się tu wziął ten pyszny salcesonik?!" Ale przynajmniej nie rzuca ciężkimi przedmiotami.
Powinien powrócić do neutralizowania celofanu, nie się pierdołami zajmować. Może trzeba wezwać Mędrca-i-Szamana, niech odprawi egzorcyzmy... Chociaż nie, zapomniałam, że Mędrzec-i-Szaman nie ma czasu na ćwiczenia fitness, odkąd zlecono mu wykonanie projektu prototypu modelu grającej frytkownicy z wbudowanym odtwarzaczem DVD i możliwością podłączenia do gniazda zapalniczki samochodowej. Zaniedbał się trochę, ale czegóż się nie robi dla kariery...

aurora_borealis : :